Dziwią się ludzie i mają za złe, że niby poniekąd lekarz, i nie chcę radzić. Ale co: jeżeli wiem, jakie dać lekarstwo, nie wiem, co za choroba; jeżeli znam chorobę, nie wiem, jak leczyć. Wiem co, nie wiem ile i kiedy, przed, czy po jedzeniu, na mleku, czy na rosołku z kurki. — Już wiem i zapisałem; a mamusia: czy będą komplikacje, czy nie rozwinie się na przykład gruźlica. — Więc ja (do zaniepokojonej): gruźlica? — Chyba nie; ale gdyby nawet, rozejdzie się, wyrośnie. Pocieszam.
Zaraz pierwszego tu dnia pyta się mamusia: że synek skórę na słońcu oparzył. — A no: rozpoznanie; ułatwione zadanie. — „Piecze?“ — „Piecze“. — „Boli?“ — „Boli“. — Mówię: „pilnuj się, bo w przebiegu tego niedomagania często wynikają bójki. Kolega ciebie w plecy, albo po koleżeńsku położy rękę na ramię, — zaboli, i ty go w łeb, i wróg — awantura“. — A mama: „czy można wazeliną?“ — „Czemu nie, można“. — „Albo pudrem?“ — „Można“. — „Albo maść cynkowa?" — „Nie zaszkodzi". — „Albo