Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

nowym krześle, jego na stole, sam na stołku. I mówię:
— Słuchaj, syn. Mam wrażenie, że i tobie już dokuczyła ta inflacja wykroczeń. — Więc spróbuj: program poprawy i frontem do grzeczności. Poznałem cię już tyle, ile człowiek człowieka przeniknąć jest zdolny. — Zbożne są twoje na ogół intencje, popełniasz błędy taktyczne, więc — drobna korekta...
Zmarszczył brwi. Widzę wysiłek myślowy. Skupienie. Słucha. Więc efekt. — Mówię:
— Jesteś już duży i rozumny chłopak...
A on przerywa nagle:
— Pan cwaaany. Pan mnie buja, żebym się słuchał mamusi. Nie ma głupich.
Więc mówię: „wyrośnie, rozejdzie się. Radzę — więcej zostawić go w spokoju“...
Nie lekceważę, nieprawda, nie żartuję. Jedyny mój błąd, że podejrzewam opiekę o logiczne myślenie.
Wezwano mnie raz dawno do niemowlątka w zimie. — „Czy można z dzieckiem do ogrodu? ile minut? ile stopni zimna?“ — Więc ja ogólnie, że powietrze potrzebne, że rozumie się nie, jeśli 30 stopni mrozu. — No i chciał ją aresztować delegat opieki nad zwierzętami, bo paraduje z dzieciną po ulicy, bo było tylko 29 stopni mrozu. — Delegat chciał zapisać mój adres i umieścić w zakładzie nieuleczalnych, a dziecko, jak rydz. Wyrosła, — już dziś — mężatka.
Dziecko wiele zniesie porad higienicznych, lekarskich i pedagogicznych, — cudowny mechanizm, —