Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie narzuca się z opieką, ale jej nie odmawia. Nieproszony nie broni, ale nie boi się wystąpić z obroną, gdy widzi niesprawiedliwość i krzywdę. Nie boi się ani kolegi, ani wychowawcy, więc czasem ma przykrość, ma paru niechętnych.
Od lat dziesięciu prowadzę plebiscyty, to znaczy głosowania. Głosowanie jest tajne. Każdy wrzuca do skrzynki kartkę. Na kartce jest plus (znaczy: lubię), minus (nie lubię), albo zero (obojętny). Potem oblicza się głosy. Robiłem także inaczej: każdy dyktował pięć nazwisk tych, kogo najlepiej lubi, i pięć tych kogo nie lubi. Jeszcze inaczej: każdy stawia wszystkim stopnie; piątka — znaczy: bardzo lubię, czwórka: lubię, trójka: obojętny, dwójka: nie lubię, pałka: bardzo nie lubię.
Dzięki tym głosowaniom wiele zrozumiałem.
Ważną jest dla mnie pewność, że niema zazdrości wśród młodych. Jeżeli miły, cieszą się, że prymus. Gotowi lubieć za to, że ładnie śpiewa, tańczy, rysuje, że dobrze gra w piłkę, że wysoko skoczył, że zwyciężył. Wdzięczni, że jest razem. — Więcej mu pozwalają i więcej przebaczają. — Ale pod jednym warunkiem: by nie był zarozumiały, by nie lekceważył gromady, by nie był lizuchem ani stawiakiem. By się nie rozporządzał zanadto.