Z początku zakładaliśmy się tylko o bójki w domu, potem w domu i w szkole. Z początku o 7 bójek, potem o 6, o pięć, o cztery, trzy, dwie, jedną bójkę na tydzień. Wreszcie o zero, ani jednej. Potem zaczął się zakładać o kłótnie.
Pamiętam jego ostatnie zwycięstwo.
Stał wtedy na schodach. Akurat inny chłopiec zbiegał szybko i potrącił, więc go odepchnął. Ale tamten też kogut: pchnął — A on: zaczerwienił się, zmarszczył brwi, zagryzł wargi, zacisnął pięść. To trwało chwilę. Nagle zerwał się, pędem zbiegł ze schodów prosto na podwórze. Tam długo stał, czekał aż się uspokoi.
Kiedy nadszedł dzień naszego zakładu, powiedział z uśmiechem:
— O włos byłbym przegrał; już mało się nie pobiłem.
Teraz ten chłopiec jest już dorosły; powiada, że dzięki zakładom odzwyczaił się od bójek.
Takich zapisanych w moich zeszytach zakładów jest już chyba 50.000, takich zakładów mam co tydzień z różnymi chłopcami i dziewczynkami 50 i więcej. — Tu nie o cukierki chodzi, a o zwycięstwo.
Zakładają się, żeby wstawać zaraz po obudzeniu, żeby się myć porządnie, żeby się nie spóźniać na posiłki, żeby czytać co dzień 15 minut, żeby się nie wyrywać
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.