Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

jadł, spał, jak wszyscy, tylko chwili nie mógł usiedzieć na miejscu, wszystko ruszał, brał, psuł. Jeżeli chciał, a nie dali, rzucał się na podłogę, bił, pluł, gryzł i krzyczał tak głośno, że raz nawet przyszedł policjant dowiedzieć, co się dzieje; myślał, że biją mocno, a nie wolno znęcać się nad dziećmi.
Dopiero rodzice wezwali doktorów.
— Owszem, rozpieszczony, rozkapryszony, to prawda, ale chory: nerwowy, nie rozumie.
— Co robić?
— Trzeba oddać do zakładu, bo w domu zanadto dokucza. Nie poradzicie sobie. Trzeba wiedzieć, jak się z takim obchodzić. Jeżeli ustępować, będzie gorzej. Nie wystarcza tylko nie drażnić.
Rodzicom żal było oddać chorego chłopca.
Powiedziałem:
— Musicie myśleć o zdrowym. Towarzystwo chorego brata szkodzi mu.
I wtedy ten nieduży chłopiec krzyknął:
— Nie chcę, żeby przezemnie on wyszedł z domu. Już niech tak będzie, oddam mu wszystkie zabawki. — Tam, ja wiem, tam będą go bili.
Napisałem o tem wcale nie dlatego, że wszyscy powinni tak robić. Można żądać dobroci, ale nie takiej, która jest poświęceniem.
Rodzeństwo może żyć w zgodzie, ale nie należy się dziwić, że wynikają spory.