kojni i dobrze wychowani. Jeżeli coś się stanie, gniewają się, że nazapraszał łobuzów. A nieprzyjemnie odmówić, jeżeli kolega powie:
— Przyjdę do ciebie.
Chłopcu spokojnemu nawet szklankę herbaty przykro wylać; a już tak jest, że jeśli się starać zanadto, często coś się nie uda. Więc spokojni niebardzo chętnie chodzą na wizyty. Już nawet woli się nudzić, bo nie zna prawideł, jak odwiedzać kolegów i jak ich przyjmować, żeby nie obrazić gościa i samemu nie mieć przykrości. A szkoda.
Bo niedobrze, że właśnie porządni tyle mają zawsze obaw, a bezwstydni z niczego nic sobie nie robią i właśnie w cudzym domu robią to wszystko, czego w własnym zabraniają.
Raz chłopiec zaprosił kolegów. Rozumie się, mama pozwoliła. Ale przyszedł jeden nieproszony. On nawet w szkole zawsze dziko się bawił; wołali na niego: „warjat“. Co było robić? Przyszedł przecież gość.
Zabawa była przyjemna. Ale ten się rozdokazywał i stłukł duże lustro, i mama kazała wszystkim się wynieść.
— Dlaczego go zaprosiłeś?
— Kiedy właśnie nieproszony przyszedł.
— Trzeba było powiedzieć.
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.