Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Raz takiego niespokojnego chłopca oddała babcia do zakładu; mówili potem, że cały dom z ulgą odetchnął.
— Teraz możemy się spokojnie bawić.
— Teraz nikt nie przeszkadza.
Z takich chłopców często wyrastają pijacy i awanturnicy; niejeden ginie młodo. Wiem, że jeden utopił się w rzece, drugi wpadł pod tramwaj i teraz chodzi o kuli, bo mu w szpitalu nogę prawie do kolana obcięli.
Już teraz lepiej od czasu, jak wszyscy muszą chodzić do szkoły, — zato w szkole z nimi bieda.
Ważną osobą podwórka jest stróż, inaczej dozorca. Dozorca bywa młody albo stary, dobry albo zły. A jest o co się gniewać: musi pilnować porządku i żeby chłopcy domu nie niszczyli.
Wydaje się dziwne, — dom jest przecie wielki i mocny — co tu można zepsuć? A przecież można.
Kawałkiem żelaza tłuką w ścianę i mur (tynk) odbijają, albo brudzą i rysują. — Na ścianach wiszą rynny blaszane, przez które deszcz spływa z dachu. Siadają albo skaczą na rynny, i blacha się zgina. — Jest kran, to odkręcają i wodę leją, a gospodarz za wodę płaci magistratowi.
W małych mieszkaniach niema ustępów, wszyscy muszą na podwórko schodzić. Mały