Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

cze, nie wie dokąd iść, a nikt nie wie, dokąd odprowadzić. Dziecko szuka, i mama niespokojna szuka, nawet długo. Gdy znajdzie, czasem radość, albo gniew, krzyk, klaps i łzy.
Wystarczy mały placyk ogrodzony, Jeden wie, dokąd zaprowadzić zagubione, drugi wie, gdzie je znajdzie.
Przyjemniejsze, delikatniejsze są zabawy w ogrodzie. Aż nawet dziwnie, że już czas wracać do domu; tak prędko wszystko przeszło, już trzeba się żegnać:
— Do jutra.
Dziwne: czasem godzina wlecze się długo, jakby nigdy nie miała się skończyć, czasem odrazu przeleci. Tylko na zegarze wszystkie godziny trwają jednakowo. — Dopiero gdy ktoś ma własny zegar, uczy się powoli i nie bez trudu, po czem poznaje się czas, który ucieka.
Komu pozwalają samemu wychodzić, często ma w domu po powrocie przykrość, że nie przyszedł w porę. Tłomaczenie uważają za wykręty — i niesłusznie. Przyjemnie było, i czas migiem skoczył niepostrzeżenie.
Przecież nie można co pięć minut podchodzić do kogoś i pytać się która godzina.
Jeden odpowie, drugi mruknie niechętnie, nawet nie spojrzy na zegar. Zresztą, ciągle rozglądać się i szukać, kogo zapytać o godzinę — to przeszkadza w zabawie.