Po drugie, szkoła porządkuje dzień; wie się, co będzie, dokąd iść, co robić. Ma się plan: każda godzina na coś przeznaczona. Nie nudzi się, nawet śpieszyć się trzeba.
To prawda, że czasem nie chce się wyjść z ciepłego łóżka albo gdy deszcz pada, niechętnie wychodzi się na ulicę. Ale zegar nawołuje do pośpiechu, i niema czasu namyślać się, co przyjemne, co się woli, co się czuje.
Jeden prędko się ubiera, wszystko wogóle lubi prędko; drugi ubierze pończochę i odpoczywa, zasznuruje trzewik i zamyśli się. Jeden leniwie chodziłby pół dnia nieubrany, drugi wyskoczyłby z łóżka odrazu, — no, a co robić później?
Chwyta książki, często nie wie nawet, jaka pogoda. Jeśli deszcz, idzie prędzej; a w szkole już sucho i ciepło, — Przyjemnie wytrzeć nogi, zrzucić mokre palto i czapkę. I zaraz koledzy. Już nawet na ulicy spotyka się kolegę. — Nawet ulica wygląda bardziej swojsko, bo dorosłych nie więcej, niż sztubaków, i ci dorośli jakby znajomi.
Jak i z kim można się poznać bez szkoły? — Przyjdzie kuzynka albo sąsiad, ale niebardzo często i może nie w tym samym wieku i może niebardzo nawet miły. — W szkole można wybrać prawdziwego kolegę.
Są tacy, którzy długo wybierają, inni mniej znają całą klasę, ale zbliżają się do
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.