— Głupstwo, poco się złościć.
Aż raz na kolonji zrozumiałem. To tak było:
Na werandzie było mało chłopców: dwaj grali w warcaby, jeden budował z klocków domek, jeden czytał, jeden grał sam w piłkę. — Reszta bawiła się w lesie i przed domem. — Nagle wchodzi na werandę taki nielubiany, dokuczliwy. — Naprzód rozłościł grających w warcaby, bo zaczął się wtrącać i radzić. — Potem zaczął ruszać klocki i drażnić się z tym, który budował, — Potem przyczepił się do tego, co czytał:
— Pokaż co czytasz, pokaż, czy są obrazki.
Nareszcie począł przeszkadzać temu, który bawił się piłką.
Czasem dziewczynki tańczą, a jeden zacznie błaznować, rozpychać się i warjować. Albo cała grupa śpiewa chórem, a jeden umyślnie fałszuje i wrzeszczy. Albo ktoś opowiada bajkę, a takiemu nie chce się słuchać.
— Odejdź, — mówią.
— A co, nie pozwolisz mi siedzieć?
Na złość przerywa, mąci, jątrzy.
Ułożyłem takie prawidła zabaw:
1. Nie wolno — nie wolno — nie wolno przeszkadzać, ani ździebło mniej nie wolno przeszkadzać w zabawie, niż w nauce.
2. Tak samo nie wolno bez pozwolenia ruszać ani piłki, ani pudełka, ani patyka,
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.