mściwie: lekceważenie i złośliwą krnąbrność. Hersztów przekupi przywilejem, dobierze konfidentów, nie dba o kary sprawiedliwe, byle surowe, dla przykładu, by zgasić w porę pierwszą iskrę buntu, by tłum — mocarz i w myśli — nie pokusił się dyktować żądań lub pohulać.
Słabość dziecka może budzić tkliwość, siła gromady oburza i obraża.
Istnieje kłamliwy zarzut, że życzliwość rozzuchwala dzieci, że odpowiedzią na łagodność będzie bezkarność i nieład.
Ależ dobrocią nie nazywajmy niedbalstwa, niedołęstwa i bezradnej głupoty. Wśród wychowawców prócz cwanych brutali i mizantropów, spotykamy nieużytki, odepchnięte od wszystkich warsztatów, niezdolne do objęcia żadnej odpowiedzialnej placówki.
Bywa, że nauczyciel chce skokietować dzieci; szybko, tanio, bez pracy wkraść się w zaufanie. Chce baraszkować, gdy w dobrym humorze, nie — życie gromadne mozolnie organizować. Niekiedy łaskopańską pobłażliwość przeplatają nagle wybuchy złych humorów. Ośmieszają się w oczach dzieci.
Bywa, że ambitnemu zdaje się, że łatwo perswazją i ciepłym morałem przerobić człowieka, że wystarczy wzruszyć i wyłudzić obietnicę poprawy. — Drażni i nudzi.
Bywa, że na pokaz życzliwi, w nieszczerych
Strona:Janusz Korczak - Prawo dziecka do szacunku.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.