Strona:Janusz Korczak - Prawo dziecka do szacunku.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

wzruszenie i cześć; nie oddala i różni, a zbliża i sprzymierza.

Ukrywamy własne wady i karygodne czyny. Nie wolno dzieciom krytykować, nie wolno dostrzegać naszych przywar, nałogów i śmiesznostek. Pozujemy na doskonałość. Pod groźbą najwyższej urazy bronimy tajemnic panującego klanu, kasty wtajemniczonych — poświęconych w wyższe zadania. Tylko dziecko wolno obnażyć bezwstydnie i postawić pod pręgierz.
Gramy z dziećmi fałszowanemi kartami; słabostki wieku dziecięcego bijemy tuzami dorosłych zalet. Szulerzy tak tasujemy karty, by ich najgorszym przeciwstawić, co wśród nas dobre i cenne.
Gdzie nasi niedbalcy i lekkomyślni, łakomi smakosze, głupcy, lenie, hultaje, awanturnicy, niesumienni, oszuści, pijacy, złodzieje, gdzie nasze gwałty i zbrodnie głośne i zatajone; ile niesnasek, podstępu, zazdrości, obmów i szantarzy, słów które kaleczą, czynów, co hańbią; ile cichych tragedji rodzinnych, w których cierpią dzieci, pierwsze męczeńskie ofiary.
My ośmielamy się winić i oskarżać?!
A przecież dorosła społeczność starannie przesiana, przefiltrowana. Ile wsiąkło w mogiłę, kryminał i dom obłąkanych, spłynęło w kanały mętów i szumowin.
Każemy szanować starszych i doświadczonych, nie rozumować; mają bliższą wśród siebie, do-