Strona:Janusz Korczak - Prawo dziecka do szacunku.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.



Niedawno pokorny lekarz posłusznie podawał chorym słodkie ulepki i gorzkie mikstury; wiązał gorączkujących, puszczał krew, głodził w ponurych przedsionkach cmentarza. Dogadzał możnym, oschły wobec biedoty.
Aż począł żądać — otrzymał.
Lekarz zdobył dla dzieci przestrzeń i słońce, jak — ku naszemu wstydowi — generał dał dziecku ruch, ochoczą przygodę, radość życzliwej przysługi, decyzję prawego życia w gawędzie przy ognisku pod niebem migotliwym obozu.
Jaka nasza wychowawców rola, jaki dział pracy?
Dozorca ścian i mebli, ciszy podwórka, czystości uszów i podłogi; pastuch bydła, by nie lazło w szkodę, nie przeszkadzało dorosłym w pracy i wesołych wywczasach; klucznik zdartych portek i butów i skąpy szafarz kaszy. — Stróż dorosłego przywileju i gnuśny wykonawca niefachowego kaprysu.
Kramik obaw i przestróg, stragan moralnej tandety, wyszynk denaturowanej wiedzy, która onieśmiela, plącze i usypia, zamiast budzić, ożywiać i cieszyć. Agenci taniej cnoty, mamy narzucać dzieciom czcie i pokory, a roztkliwiać dorosłych, łechtać ciepłe wzruszenia. Za psi grosz budować so-