Niech sobie.
Ja wiem, że w barwie, ruchu, woni, w świegocie pisklęcia i modlitwie gwiazd — sam opowiadasz serdeczną, dla wszystkich zrozumiałą bajkę, którą każdy inaczej czuje, — nie taisz, nie kryjesz.
Patrzę na niezorną pokrzywę. — dziwna roślina, — czemu uzbroiła swą zieleń w zatrute sztylety, — jaką ma nadzieję, jaką sprawiedliwość, jaką swoją rację stanu wobec mnie, wobec ziemi i słońca.
Dlaczego pokrzywa, konwalja, malina, jabłoń i dąb? — Nie, że to kłuje, to wdzięczne, to słodkie, to trwałe, — szkodliwe czy pożyteczne. Nie, czemu — my — bracia w życiu nie rozumiemy się?
Rodzimy się: ja, konwalja i dąb, oddychamy, żywimy się, wzrastamy, kochamy, — my: ja, konwalja i dąb. — I umieramy.
Czemu z tej samej ziemi: pokrzywa, jaśmin, malina, dąb i ptak i gad — i ja?
Dlaczego łabędź i jego śnieżny puch?
Dlaczego para, woda, lód i śniegu kryształ i soli kryształ?
Strona:Janusz Korczak - Sam na sam z Bogiem.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.