A oto najgorsze:
Że jasną Twą postać zasłoniły mi cienie Twoich, Boże, kłamliwych tłomaczów.
Poprzez mroczną zgraję przedzierać się byłem zmuszony. Ich zwodne: „Prosto — padnij — drżyj — powstań — na prawo“. — Ich mdłe kadzidła — prochy — dymy i gromnice — cuda — groźby i grzechy — mury — popioły — zachęty i obietnice — kamienne tablice — nauki i gazy trujące. — Ich: „do mnie, bo mój Bóg nie tandeta“, — poprzez kupę Twych pomocników, faktorów, zastępców i katów, co odpychali, mrozili, zasłaniali, nie dali — do Ciebie, mój Boże, dążyłem.
Dlatego tak późno, — dlatego teraz dopiero.
Poprzez życia pokusy, zmysłów obłędne kurzawy i zamiecie, poprzez fałszywe proroki, — do Ciebie.
I cieszę się, jak dziecko, — i nie nazyzywam ani Wielkim, ani Sprawiedliwym, ani Dobrym, — mówię:
— Mój Boże.
Mówię: „mój“ i ufam.
Strona:Janusz Korczak - Sam na sam z Bogiem.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.