— Nie mam czasu. Muszę iść. — Weź ten chleb; masz chleb, dadzą inny. Tak, tak.
Idzie, ucieka, kuleje. Dużo ciągle mówi do siebie, a do ludzi tylko: „jestem głodny“. — Chłopcy go zaczepiają, a on ma gruby kij, ale nie broni się. Herszek nie boi go się teraz.
Mówi:
— Kiedy była wojna, i Tytus spalił świątynię... Tak, tak. — Pożar był: spytaj się Abrama. On wie. Tak, tak, tak. — Paliły się książki Boga. Tak, tak. Ale nie. — Palił się tylko papier, — tak, tak, — a litery frunęły do nieba i żyją. Tak. Żyją litery wiecznej, świętej Tory. — Patrz, — tak, tak, — patrz: alef, znów alef, i tu i tu i tu. Rozmnożyły się dobre litery.
— Dobre? — dziwi się Herszek.
— Tak, tak. Dobre. — Tak. — Bóg rozgniewał się na Żydów. Zabić ich chce. Bóg bierze papier i pióro, chce napisać wyrok (co to jest wyrok?). Tak, tak. — Chce napisać, że Żydów zabija.
— Wszystkich?