— Tu jest butelka z płynem zupełnie czystym. Jeśli wezmę pod mikroskop kroplę tego płynu, nie zobaczę w niej ani jednego żyjątka. Gotowałem ten płyn i zabiłem zarodki. — Otwieram tę butelkę. Wpadają do niej zarodki. Jutro będą tysiące żyjątek. — Skąd? Z powietrza.
Ale tu w tym gotowanym płynie już nic nie będzie. Ani jutro, ani za dwa dni, ani za trzy, ani za cztery, ani za miesiąc, ani za rok, ani za trzy i za cztery lata nic się nie urodzi. Ja tę próbę robiłem cztery lata temu. Powietrze brałem na czystej lodowej górze.
Pasteur długo mówił i skończył tak:
— Nie ma samorództwa. Wszystko co żyje, rodzi się z żywego. Każde najmniejsze nawet żyjątko ma rodziców, podobnych do siebie. Ten, kto mówi inaczej, źle robił swoje próby, popełnił błąd, którego nie zauważył, albo nie umiał go uniknąć.
W trzynastu butelkach, napełnionych powietrzem brudnej karczmy, była zepsuta woda.
Na 20 butelek z powietrzem z góry lodowej jedna tylko ma żyjątka. Skąd się wzięły?
Dostały się z włosów Pasteura, z ubrania Pasteura. Może ręką nieostrożnie dotknął się wody.
Strona:Janusz Korczak - Uparty chłopiec.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.