Strona:Jarema.djvu/148

Ta strona została przepisana.

céj nosów porozbijał; a gdy w gromadzie było wesele, on przewodził tańcom i śpiewał skrzypkowi pod nótę. Wprawdzie miał do walczenia z niebezpiecznym rywalem Hrehorym, wójtem gromady; ale, gdy raz wyzwał go w obliczu gromady do bójki i pod stół wepchnął go, wybiwszy mu wprzód dwa zęby, Hrehory, podał mu na drugi dzień rękę do wieczystego przymierza, a gromada jednogłośnie obrała go już w duchu za przywódcę i obrońcę praw gromadzkich.
Tym sposobem w bardzo krótkim czasie wyrósł Jarema na pierwszego gospodarza w gromadzie, a że miał u starosty dobre zachowanie, a więcéj jeszcze sam o tém mówił, nachylały się powoli wszystkie nadzieje ku niemu; widziano w nim bowiem jedynego złowieka, jakiego właśnie potrzebowała gromada, o czém często prawił im suchy mecenas i przyjaciel jego były amisdiner.
Niewiele miał pan komisarz obwodowy zachodu, gdy do Nowéjwsi przyjechał i Jaremę na wójta zalecił. Gdy przyszedł czas po temu, jednogłośnie obrano go wójtem.
I tak wszyscy byli zadowoleni. Starosta pochwalił gromadę, że takiego człowieka wybrala i spokojnie położył się do łóżka, w tém przekonaniu, że w najlepsze ręce złożył interesa publiczne. Komisarz był także kontent z siebie, że życzeniom starosty zadość uczynił. I gromada, i Jarema byli kontenci z siebie, bo gromada wierzyła, że Jarema wszystko dla niéj wyprocesuje, a Jarema takie samo o sobie miał wyobrażenie, bo prawem było u niego tylko to, co stanowiło korzyść gromady.
Stanąwszy na najwyższym szczeblu godności