ca brał w opiekę wobec dworu, a w istocie usilną pracą stwarzał sobie ulubiony wtedy sposób rządzenia, którego dewizą jest: „Divide et impera!“
Urzędnik uradował się, że mu się powiodło z dowcipem. Ale mała blondyneczka, trzymająca kanarka na dłoni, nie rozumiejąc frazesów wyroku sądowego, zachmurzyła się i rzekła:
— Ja nie pozwolę bić Jaremy, on nic złego nie zrobił, bo kanarka mam w ręku.
— Jeśli panienka dobrodziejka w ten sposób mówi — odparł urzędnik z uśmiechem, w którym można było czytać: „Wär’ ich Kreishauptmann!“
— Jeśli panna tak mówi, to ja, jako sędzia i prokurator nie będę apelował, tylko malefikanta z wolnéj ręki w drodze łaski na wolność wypuszczę. Jarema Magdziak, pocałuj nogi panny dobrodziejki.
Chłopczyua stał spokojnie i wcale nie wiedział, jakie niebezpieczeństwo mu groziło. Na rozkaz urzędnika przystąpił z uśmiechem do córki dziedzica i schylił swój słomiany kapelusz do jéj kolan.
— Ein Mordkerl![1] szepnął urzędnik do dziedzica. — Gdybym był starostą, wziąłbym go sobie za służącego.
— Dobrze — rzekł, śmiejąc się dziedzic Nowejwsi — nim pan starostą zostaniesz, wezmę go tymczasem do siebie i przyuczę do usługi. A gdy pan ze złotym kołnierzem do mnie przyjedziesz i z Landsdragonem na koźle, to go panu oddam.
- ↑ Zuch.