Nie mogła dłużej powstrzymać się i tylko gestem poznać dała, że jest gotowa iść do szkółki, w któréj na gości czekał już z dziećmi nauczyciel wiejski.
Dzieci przyjęły gości ułożonym na ten cel przez nauczyciela śpiewem, a egzamen rozpoczął się według napisanego na tablicy programu.
Biedna wdowa zalewała się łzami, widząc postępy nauki, a pułkownik siedział na pozór zimny i znudzony tą całą robotą; ale jakoś z coraz większą uwagą przysłuchywał się uczonéj gadaninie, myśląc sobie w duchu:
— Proboszcz człowiek uczony, on więcéj wie odemnie. Może ja tego nie rozumiem.
I z wesołą twarzą słuchał już daléj sztuki czytania i rachowania, a gdy mu Jadwiga wetknęła do ręki różne dla malców podarki, poczciwy pułkownik omal nie rozpłakał się z radości, gdy go dzieci w rękę całowały, za co wywdzięczając się cmoktał na głos rozczochrane czupryny chłopców, aplikując im różne swoje aforyzmy o Napoleonie i Somosierze.
Wesoło wrócili wszyscy do dworu razem z nauczycielem, którego na obiad zaproszono.
We dworze zastali kilku gości z sąsiedztwa. którzy wdowie dnia urodzin i zaręczyn córki życzyć przyjechali.
Serdecznie, ze szezeropolską prostotą i gościnnością, bawiono się aż do wieczora.
Wieczór był cichy, prześliczny. Księżyc świecił na niebie, miryady gwiazdek mrugały z błękitnego sklepienia.