Strona:Jarema.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

mężczyzna, prosząc wojewody, aby go umieścił w orszaku dworzan swoich.
Wojewodzie podobał się nowy przybysz. Miał lat dwadzieścia kilka, był słusznego wzrostu, i odznaczał się dumną postawą. Ciemny włos spadał mu na ramiona w krętych kędziorach, a na prawém uchu kipiała biała czapka z brunatnym barankiem. Oczy miał piwne i wąs do góry podkręcony. Ubrany był w ciemno-granatowym kontuszu, z pod którego wyglądał żupan piaskowego koloru.
Gdy około fraucymeru wojewodziny przechodził, wszystkie dziewice pchały się do okna, aby zobaczyć tak dorodnego młodzieńca. Najpiękniejsza z nich Dorota klasneła w dłonie, gdy go obaczyła, i rzekła wykręcając się na pięcie, że teraz niezawodnie się zakocha, mimo że trzem już kawalerom dała odkosza.
Wojewoda zapytał przybysza o nazwisko, herb, i kazał mu opowiedziéć historyą swego życia.
Nowy dworzanin złożył się pokornie, jak trusia, mówił wiele o nieszczęściach domowych swoich rodziców, o walce z losem, jaką przebywał i nazwał się Krzysztofem Zarembą.
— Czy krewniak generała? — zapytał wojewoda dobrotliwie.
— Zapewne — odpowiedział Krzysztof z pokorą — bo wszyscy Zarembowie mają jeden i ten sam herb.
Po skończonej audyencyi, przyjął wojewoda nowego dworzanina i oddał go w opiekę marszałkowi dworu, który mu zaraz regulamin domowy odczytał i na to zgodzić się kazał.
Pan Krzysztof zgodził się na wszystko, ucałował