Strona:Jarema.djvu/33

Ta strona została przepisana.

niądze i jest panem całą gębą. Czapkę nosi na bakier, i tylko przed starostą, komisarzem i kancelistami musi się nizko kłaniać, a cywilnym ledwie głową kiwa. Tak mawiał do niego amtsdiner, ale zaraz niemiłosiernie psuł mu rzucone przed oczy czarowne obrazy. Powiedział mu bowiem z westchnieniem, że to na żaden sposób być nie może, bo Jarema jest głupi chłop, cham, a tu potrzeba człowieka uczonego, lub przynajmniéj takiego, jakim on jest, amtsdiner Franz Friedrich August Huber.
Jarema zwieszał głowę w smutku, ale przecież jakoś mu lżéj było przy Hubercie, który sam jeden znał jego tajemne cierpienie, bo w całéj gromadzie nie było ani jednej duszy, którejby się mógł zwierzyć. Często w bezsennéj nocy migała mu przed oczyma czapeczka amtsdinera, a orzeł z rozpostartemi skrzydłami wydawał mu się, jak ów ptak zbawienia, który znękanym żeglarzom przynosi nadzieje blizkiego portu.
Lecz wkrótce zaszedł w życiu Jaremy ważny wypadek, chociaż on sam o tém nie wiedział.
Pewnéj niedzieli spostrzegł stary kucharz, że Jarema, wyłażąc z łóżka, stąpił lewą nogą na podłogę.
Prócz tego opowiadała kucharka, że, przed pacierzem naczczo wymówił jakieś nieczyste przekleństwo, a gdy za panną Zofią niósł do kościoła książkę, potknął się w samych drzwiach kościoła i upadł, jak długi. Dzwonnik znów gotów był nawet przysiądz, że koło św. Antoniego, przy którym stał Jarema, zgasła nagle lampa, chociaż z niéj masła nie wybrał, bo właśnie dopiero wczoraj żona jego robiła masło... Sło-