Strona:Jarema.djvu/37

Ta strona została przepisana.

łem przed fizyczną potęgą, jaką w ostatnich czasach rozwinął Jarema. Bitki, odwaga i szczęście w walce wysunęły go naprzód, i w oczach młodszego pokolenia gromady otoczyły pewną aureolą...
I kto wie, czyby Jarema nie był w końcu dopiął celu najgorętszych marzeń swoich, czy nie byłby został pierwszym w gromadzie, a mężem jasnowłosej Nastusi, która już mizdrzyć się do niego zaczynała — gdyby właśnie ta sama szczęśliwa gwiazda, która mu nową pogodną kwadrę w jego życiu zapowiedziała, nie była ogonem swoim zmiotła nagle wszystkich jego nadziei.
I tak u saméj bramy szczęścia, gdy już ręką brał Jarema za klamkę, aby ją sobie otworzyć, pochwycił go zły duch za kołnierz i na progu zatrzymał.
A biedny Jarema, który nagle, jakby z nieba spadł na ziemię, nie miał nawet czasu, ani zdolności po temu, aby się tém pocieszyć, że chociaż człowiek pod ciosami złych ludzi upadnie, idea jednak, jaką niósł w sobie, może tém świetniéj tryumfować. Wprawdzie wynalazł Jarema sposób, jak można między młodszą generacyą gromady nowowiejskiéj dobić się pierwszeństwa, ale cóż z tego, kiedy mu furtki szczęścia nie pozwolono otworzyć?...