Strona:Jarema.djvu/64

Ta strona została przepisana.

szwankował, ale umiał przynajmniej każdy szyld nad sklepem przeczytać, jeżeli artysta niezbyt litery powiązał, i umiał napisać list do swego opiekuna w Nowéj wsi, który zaczynał się: „Wiel Cekocha Ny obiegunie!“ i t. d.
Któż był szczęśliwszym teraz od Jaremy? Stąpał z tak gęstą miną po bruku, jakby miał w stajni sto koni. I myślał sobie: Gdyby kto w Nowéjwsi był, coby nmie czytać i pisać nauczył, byłbym już kapralem, miałbym pięć dydków dziennie; szeroki żółty pasek wokoło czapki i karabin trzymałbym w lewéj ręce. A tak trzeba sie dosługiwać. Przecież służba dzisiejsza może mnie do czegoś doprowadzić! Huber ma sto pięćdziesiąt renskich!


Pewnego razu przybiegł Huber do kazarni i krzyknął Jaremie do ucha:
— Jarema, chodź, pójdziemy do komisarza!
— Do komisarza? — ofuknął Jarema ze strachem
— Jakto? nie przypominasz sobie tego urzędnika, który w Nowéjwsi uwolnił cię od kijów, gdyś kanarka ukradł?
Jarema posunął ręką po czole. Było to dla niego wspomnienie zbyt bolesne, bo mu przypominało. Nastkę jasnowłosą, której dotąd nie mógł zapomniéć. Zadumał sie na chwilę, a potém rzekł:
— Aha, ten pan, co to obiecał mnie na służbę wziąć do siebie!
— Ten sam — odparł Huber, — więc do niego pój-