dziemy. Wprawdzie on o tobie prawdopodobnie zapomniał, bo właśnie ze Lwowa na komisarza trzeciéj klasy przyjechał, ale ja mu ciebie przypomnę. Tylko słuchaj: jak co dostaniesz, pójdziemy na wino.
Jarema przyrzekł wszystko, a Huber, któremu już nos sporo poczerwieniał, wziął go pod ramię i obaj wyszli do miasta. Długo chodzili po chodniku przed urzędem obwodowym tam i nazad; aż wreszcie wyszedł ztamtąd znajomy nam urzędnik, w mundurze służbowym. Obaczywszy Hubera, popatrzył chwilę na niego, a potém rzekł.
— Huber!
— Zu Diensten, panie komisarzu — odparł Huber, kłaniając się nizko czapeczką.
Komisarz powiedział mu coś o jego czerwonym nosie, przypomniał mu nawiasowo „Nowągórę” i pytał go, czy ma jeszcze kark cały i żebra w dobrym stanie? Po chwili chciał już odejść, gdy Huber zwrócił uwagę jego na swego towarzysza. Komisarz wpatrzył się w żołnierza, który jak struna wyprężył się przed nim i dwa palce do holcmicy[1] przyłożył, ale nie mógł sobie téj twarzy przypomnieć.
— Czy nie poznaje pan komisarz Jaremy?wtrącił Huber nieśmiało.
— Jarema! Jarema! — powtarzał komisarz i szukał czegoś w pamięci.
— Co to przed kilku laty w Nowéjwsi ukradł kanarka i za to kije miał dostać — prawił daléj Huber.
— Aha, aha! przypominam sobie — odparł komi-
- ↑ Czapki.