Strona:Jarema.djvu/66

Ta strona została przepisana.

sarz.-Mordkerl Jarema, mam zapisane w dzienniczku...
— Co to go pan komisarz obiecał na służbę wziąć, gdy zostanie pan komisarz starostą — wtrącił Huber.
— Ba, niechno pierwéj Jarema kapitulacyą wysłuży, — odrzekł z uśmiechem komisarz. — Ależ on służył we dworze...
— Ze dworu wypędzono go i oddano w kamasze — mówił Huber.
Jarema zwiesił głowę, na znak, że to, co Huber mówi, istotną jest prawdą, a komisarz poklepał go po ramieniu i mówił mu, „żeby nie tracił ducha, tylko dobrze się sprawował; a już onim nie zapomną.“ W końcu wyjął dwa cwancygiery i wsunął je do ręki Jaremy. Przytém ścisnął go widocznie za rękę i powiedział mu, aby każdym razem do niego się udawał, gdy czego potrzebować będzie.
— Widzisz Jarema — szeptał mu do ucha Huber-ty przez moję protekcyą wyjdziesz na człowieka. Już twoja karyera gotowa. Widzisz, co to służba cesarska! Oho, ho! panowie to inaczéj płacą za służbę! Wypędzą, obedrą, do kamaszów zapakują!
Jaremie zdawało się, że już awansował, że jest już czémś między kapralem a prostym żołnierzem... Wziął Hubera pod boki i z taką butą nasunął czapkę na leqe ucho, że wszyscy przechodnie z drogi im ustępowali, bo myśleli, że szukają zaczepki.
— Patrz, jak cywil przed nami ucieka! — szepnął Jarema amtsdinerowi do ucha — ten cywil, to śmiecie! Pójdźmy do Jośka!
U Jośka było wiele gości. Jedni pili piwo, inni