się ożenił... a potém temu mandataryuszowi... po nim dziedzicowi... ale nie, dziedzic mi nic złego nie zrobił...
Widać, że Jarema nie był jeszcze dojrzałym. aby zająć w gromadzie stanowisko, o którém właśnie myślał. On jeszcze nie kładł interesu gromady na samym przedzie — jeszcze osobistość własna zbyt wiele go zajmowała...
I kiedy tak to i owo w głowie sobie rozbierał, a coraz więcéj świateł migało mu przed oczyma i węzełek cwancygierów coraz bardziéj szczuplał, otworzyły się drzwi i jakaś niezwykła postać weszła do szynku.
Zrazu zerwało się kilku pijących z ławek, bo przybyły zakrawał na generała. Miał na sobie krótką kurtkę, bogato złotem wyszytą i kołnierz cały złoty. Na głowie siedział kapelusz stosowany z bujnym pióropuszem. Nawet Huber, co to przecież znał wszystkie szarże i stopnie, zagapił się i wstał ze stołka, aby gościa należycie uszanować. Przybyły prowadził pod rękę jakąś kobietę, która coś wyglądała, jakby niedawno zrzuciła z siebie kaftan i malowankę a ubrała się w szlafroczek.
I gdy tak całe towarzystWO szynkowe w największém było naprężeniu, jakim stopniem uszanowania ma przybyłych przywitać, a podpiły kapral już za okno czmychnąć zamyślał, mniemając, że to generał, — siedzący między Huberem a mecenasem Jarema pobladł nagle i oczy w słup postawił. Po chwili poczerwieniał aż po włosy, a nim Huber i mecenas odgadli, co robić zamyśla, przesadził jednym susem stół szeroki z krzykiem okropnym rzucił się na gościa.
Strona:Jarema.djvu/73
Ta strona została przepisana.