Strona:Jarema.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

daniach ludowych, gdy nagle coś pod nimi zatrzeszczało, i w téjże saméj chwili, jakby jakąś niewidzialną siłą podrzuceni, uderzyli się wzajem czołami i w ukośnéj linji z wozu do rowu wylecieli.
Amtsdiner obmacał czémprędzéj kark swój i żebra, potém kark i żebra swego towarzysza, a nie namacawszy żadnego szwanku, podziękował Najwyższemu za darowaną tym razem karę, jaka słusznie za niektóre domowe sprawy spotkaćby go mogła. Nie chcąc jednak przyznać się do winy, popatrzył z ukosa na młodego urzednika, którego w wielkiém miał podejrzeniu. Widząc wszakże, iż ten z największą flegmą otrzepał sobie pluderki i nad rowem usiadł, zwalił całą winę na chłopa, ponieważ to do niego należało koło, które św. Antoni tak misternie połamał. Chłop zaś klął na wszystkie strony, nie wyrażając jednak komu.
W końcu uspokojono się, a chłop rzucił kapelusz i wziął się do naprawy. Podróżni usiedli nad brzegiem rowu, oczekując końca przygody, a tymczasem, każdy po swojemu, skracali sobie czas tytuniem i kontemplacyą.
Przecudny naokoło roztaczał się widok. Góra miała kilka zagięć, w których rozsiadły się chałupy wieśniacze i ogrody. Najwyżej sięgały lipy i topole dworskiego ogrodu, który, jak stary opiekun, wyglądał z poza czarnych strzech wieśniaczych. Między lipami bieliły się ściany dworu. Widok tych ścian różne na ubu podróżnych czynił wrażenie, Amtsdiner marzył o smacznych polskich zrazach i doskonałéj kminkówce, a młody urzędnik, widząc przed oczyma jakieś białe, przezroczyste postacie, jakby rusałki lub