Strona:Jarema.djvu/80

Ta strona została przepisana.

Wspomnienie ojca, rozraniło srodze jéj młode serce i przypomniało wśród marzeń złotych, że jest sierotą...
Matka z boleścią patrzyła na córkę, a potém rzekła:
— Otóż ksiądz proboszcz już w furtce ogródka. Niech on, jako kapłan, odpowie ci na to. W jego ustach nabędzie to dla ciebie innego znaczenia. Gdybym ja ci to powiedziała, byłyby to słowa słabéj kobiety, która zwykła wszystko zapominać...
Gdy ksiądz proboszcz zbliżył się do altanki, rzekła matka po serdeczném przywitaniu gościa:
— Mam wielki żal do jegomości, bo jakoś nienajlepiéj uczysz Jadwisię miłości chrześciańskiéj.
Staruszek zażył tabaczki i uśmiechnął się. Był on przygotowany na jakiś żarcik, który mu często płatała panna Jadwiga.
Wiec patrząc na lube dziecię z ukosa, rzekł znacząco:
— Pan Władysław lepszym będzie nauczycielem odemnie. Serce kobiety póty nie pojmie miłości chrześciańskiéj, póki wprzód z domowemi swemi sprawami się nie upora.
— Pan Władysław? — zawołała matka i spojrzała na córkę.
Jadwiga poczerwieniała aż po biały rąbek sukienki. Jéj oczy rozjaśniały się coraz więcé, aż wreszcie u jedwabnych rzęs zawisła świecąca perła.
— Cóż to jest, Jadwisiu? — zapytała z chmurką na czole matka.
— Ja o niczem, mameczko, nie wiem — odparła