Strona:Jarema.djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Nie lubię praktyk dzisiejszych, aby nieprzyjacela trwożyć i udanemi manewrami łudzić. A więc wprost uderzam na ostre.
Szelest za altanką ustał nagie. Matce się zdało, że słyszy oddech Jadwigi i przyśpieszone bicie jéj serca.
— Otoż wyjeżdżam wprost z interesem, w jakim przyjechaliśmy z panem Władysławem do Nowéjwsi — ciągnął daléj gadatliwy pułkownik, i znowu miał ochotę zrobić pauzę, lecz powtórny znak księdza proboszcza znaglił go do pośpiechu.
Szelest za altaną ustał zupełnie. Musiał tam jednak ktoś być, bo matka często tam oczy zwracała i pan Władysław ustawicznie spoglądał w tę stronę, skąd szelest słychać było.
Pułkownik odchrząknął, a chcąc jak najkrócéj się sprawić, bo proboszcz widocznie niekontent był z jego manewru, zaczął wprost o rzeczy:
— Musi pani dobrodziéjka naprzód wiedzieć, że pan Władysław, syn mego ciotecznego brata, jest sierotą, tak samo jak panna Jadwiga, z tą tylko różnicą, że panna Jadwiga ma tak godną matkę, a Władzio jak palec sam jeden na bożym świecie...
Pułkownik cierpiał na astmę; więc mimo najlepszych chęci, musiał tu spocząć choć dwie sekundy. Wspomnienie sieroctwa odwróciło na chwilę uwagę gospodyni od mniemanego niebezpieczeństwa, jakie zdawało się zagrażać jéj ułożonym naprzód rachunkom. Smutno spojrzała na młodzieńca, który w téj chwili rękę do oczu podniósł, bo tam poczuł ciepłą łzę...