Strona:Jarema.djvu/9

Ta strona została skorygowana.

najady, wychylające się ku niemu z poza gęstych, starych lip — mruknął: — „Wär, ich Kreishauptmann!“ —[1] i poprawił kołnierzyków. A schodząc potém ręką na kołnierz, namacał na nim tylko jeden mizerny poprzeczny pasek, najniższą oznakę godności urzędniczéj... Spuścił głowę i zasmucił się.
Śmiech szczery i rozgłośny, śmiech zdrowych wiejskich dzieci, wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał przed iebie i ujrzał na zielonem pastwisku grupę pastuszków i pastuszek, którzy spędziwszy razem bydło, zabawiali się między sobą figlami.
Głównym przedmiotem wszystkich figlów i całéj zabawy była młoda piętnastoletnia dziewczynka, o jasnych, lśniących włosach Wzrost miała słuszny, ruchy wdzięczne i głos nadzwyczaj ujmujący. Widać było po całém ugrupowaniu, że wszyscy chłopcy starali się jéj przypodobać. Jedni dawali jéj kwiatki, drudzy płatali jéj psoty, a każdy swoim sposobem chciał jéj uwagę na siebie zwrócić.

Między chłopakami, którzy ją otaczali, odznaczał się jeden krępy, o czarnych kędzierżawych włosach pastuszek, mający lat około siedmnastu. Mały kapelusik nosił na bakier założony; czarne jego oczy biegały nieustannie, twarz jednak miał znacznie nad wiek swój starszą. Była pomarszczona i pomięta i w całym swoim układzie bardzo nieregularna. Czoło występowało naprzód i znamionowało człowieka upartego. Usta były zacięte, jakby go coś wewnątrz bolało. Zgoła nieprzyjemny był chłopak, i widać było

  1. Gdybym ja był starostą!