Strona:Jarema.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Ten zaś musnął ręką po wąsach i rzekł zachmurzony:
— Jużcić każdy wódz ma swój plan, według którego szyki ustawia. Ksiądz proboszcz, jako chorąży gorąco kąpany, popsułeś mi atak, uderzywszy prost na kolumnę. Jakkolwiek to jest nadwerężeniem subordynacyi, jednak w chwili niebezpieczenstwa nic innego nie pozostaje, tylko iść za chorążym i atak wesprzéć. Oświadczam więc wprost pani dobrodziéjce, że wspomnione pustki już obejrzałem i oceniłem na pięset czerwonych złotych. Jeśli ta sumka pani akomoduje, to mam ją z sobą, i imieniem Władzia, jako jego opiekun, wypłacę.
Biednéj wdowie łzy stanęły W oczach. Był to dla niéj ratunek wcale niespodziewany. Nigdy na podobną pomoc nie liczyła. Pustki i tak leżały bez użytku, i nikomu nawet na myśl nie przyszło, aby je, drodze kupna nabyć, albo w drodze prawa o nie się upomniéć. Podziękowała więc w duchu Panu Bogu, a szukając na wszystko, co ją kiedy w życiu spotkalo, powodów w saméj sobie, pomyślała, że to nagroda Nieba zesłana na dzisiejsze jéj postanowienie, aby dla dzieci wiejskich szkółkę założyć.
Z rozpromienioną twarzą powitała Jadwigę, która w téj chwili weszła do altany. Na twarzy jednak Jadwigi malowało się nieukontentowanie. Niezawodnie musiała słyszeć z za altany rozmowę, z któréj dowiedziała się, że idzie tylko o prosty interes kupna pustek! Interes! a czémże jest podobny interes dla serca piętnastoletniego?... Mimo to znalazł się jakoś grześ raczek, jakby z pod rąbka wylazł, gdy pan Władyslaw jéj się kłaniał i pułkownik z pewną uro-