Strona:Jarema.djvu/92

Ta strona została przepisana.

sprzedaży pustek!... Dzisiaj rocznica dnia, w którym nieboszczyka męża swego po raz pierwszy ujrzałam...
Długi czas trwało milczenie. Wdowa i córka oczuły łzy w oczach. I pan Władysław odwrócił się od stołu. Pułkownik wstał tymczasem, i widocznie zburzony zaczął przechadzać się po pokoju.
Proboszcz patrzał smutno za biegającym coraz prędzéj pułkownikiem, a gdy ten z powodu swego astmatycznego usposobienia na chwilę stanął, aby oddechu nabrać, pochwycił go proboszcz za połę i rzekł:
Pułkowniku, słuchaj! bo częściej przez kobietę mówi Bóg do ludzi, niżeli przez wodza w zbroi!... Słuchaj, a potém będziesz biegał, ile zechcesz.
Pułkownik stanął i wpatrzył się w księdza, który podniósł rękę do góry i zawołał:
— Twój wzrok, pułkowniku, nie sięga daléj od twojéj odwagi; ale instynkt kobiety może dojrzeć rzeczy, których zwykle oko nie widzi!...
— Ja bo już stary na to wszystko — odfuknął zgromiony pułkownik, i sapał z gniewu, że proboszcz na polu dysputy zawsze górę nad nim bierze.
Proboszcz mówił jeszcze daléj w duchu miłości chrześciańskiéj, która nam każe równą miłością kochać maluczkich, jak i wielkich.
Wtém nagle czerwony blask błyskawicy przeleciał po niebie, a w oknie pokoju zaczerniała jakaś straszna postać.
Wszyscy pobiegli do okna, i wpatrywali się w widmo złowieszcze.
Był to jakiś człowiek w dziwnym, obdartym ubiorze. Stał naprzeciw okna i miał pięść do góry