Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/1004

Ta strona została przepisana.

nią poszedł rowem środkowym. U góry rów kończył się nagle w okopie, z którego jak spod ziemi wyłazić zaczęły czarne postacie. Ciemno było, więc miało się wrażenie, że prosto z ziemi wyłażą dżdżownice. Żołnierze zluzowani wyłazili z okopów z prawej i lewej strony, a oficer popychał na ich miejsce żołnierzy nowoprzybyłych, pobudzając ich do pośpiechu:
— Właźcie, do diabła! Do każdej dziury tylu, ile jest otworów dla karabinów. Karabiny natychmiast wstawić w dziury. Leziesz, łapserdaku, czy nie? Chcesz może w dupę nogą?
Zaś zluzowani żołnierze ostrzegali towarzyszy:
— Nosa nie wyścibiać! Moskale strzelają jak wściekli. Wczoraj ustrzelili nam dwóch kolegów, a dziewięciu ranili.
Perspektywa była więc dość wesoła. Szwejk chciał o coś zapytać, ale w tej chwili zawołał Lukasz jego i Balouna i dlatego do pogawędki nie doszło. Obaj zawołani szli za nadporucznikiem, którego przewodnik prowadził na bok do głębokiego dołu, w którym był schron oficerski.
Dół był bardzo głęboki i trzeba było schodzić do niego po kilku stopniach. Kapitan, który ten schron opuszczał, szczodrobliwie pozostawił w nim zapaloną świecę, którą jego pucybut chciał zabrać, i z dumą rzeki do Lukasza:
— Przez tydzień żołnierze kopali ten dołek i przez cztery noce robili strop. S.....yny, Moskale, zabili przy tym trzech
ludzi i szesnastu ranili. Ale teraz jest tu bezpiecznie i żaden granat nic nie zrobi. Oficer musi przecie być zabezpieczony.
Uścisnął Lukaszowi dłoń i oddalił się.
Nadporucznik wyszedł, aby się przekonać, czy rozstawiono straże. Wracając, słyszał, jak Szwejk perswaduje Balounowi:
— Muszę mu zbębnić jaką deskę, żeby miał na czym siedzieć i leżeć. Wilgotno tu i ze ścian leje się woda Mógłby tu dostać reumatyzmu. Postaram się też o trochę heblowin i zrobię mu miękkie posłanie.
— Jezus Maria, jak my tu wyżyjemy! — zabiadał Baloun