Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/1009

Ta strona została przepisana.

syna zastrzelili, a drugi wrócił bez ręki i z wypalonymi oczami, to on ten obrazek ze smutnym cesarzem przybił na ścianie w wychodku. Żandarmi zabrali chłopa i siedzi podobno w Teresinie.
— A jednak lepiej by było, gdyby monarchowie sami z sobą wojowali i gdyby dali poddanym spokój — upierał się Brzeczka przy swoim. — Nie potrzebowaliby się bić ani na pistolety, ani na szable, kiedy nie znoszą widoku krwi, Mogliby załatwić te sprawy w walce grecko-rzymskiej lub w stylu wolnym, jak Szmejkal z Fryszteńskim i teżby nikt nie miał nic przeciwko temu.
— Nie idzie, kolego — roztropnie odpowiedział Szwejk — gdy mają jakiś spór potentaci, to spór taki może być rozstrzygnięty tylko w sprawiedliwej walce, w której nie ma szwindlu. Prócz tego w walce musi brać udział tylu ludzi, żeby się w złodziejstwach nie mogli z sobą pogodzić. Kiedy byłem w szpitalu, to koło mnie leżał niejaki Pepik Skuhra. Był to artysta z Variété, komik salonowy, szlifierz i złodziej, a ponieważ nie wolno mu było mieszkać w Pradze, więc o ile akurat nie kradł, jeździł po świecie z cyrkiem. Umiał wyrabiać nadzwyczajne rzeczy z kartami, połykał noże, wydmuchiwał z ust ogień, w nos wtykał sobie sześciocalowe gwoździe, ale najlepiej umiał kraść. Prócz tego był grecko-rzymskim zapaśnikiem. Pewnego razu zaczął mi opowiadać zdarzenia ze swego życia i opowiadał mi między innymi jedno, które utkwiło mi w pamięci. Opowiadał tak:
— Miałem dziecko z niejaką Andą Czadówną. Ładna to była kobieta, pochodziła z hrabiowskiego rodu i była córką niemieckiej księżnej, ale w Józefowie puszczała się z żołnierzami. Więc ja popycham przed sobą kółko szlifierskie, ona wózek dziecięcy i jedziemy z Jiczyna ku Turnowu. Czymś mnie mocno rozzłościła, więc rzuciłem i ją i kółko szlifierskie i zwiałem. Uwierzysz, kolego, że spotkałem się z nią dopiero po trzech latach na szosie za Kralowicami koło Pilzna? Kie-