Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/1013

Ta strona została przepisana.

wam ją chyba kiedy indziej, bo zdaje się, że już czas na fasowanie.
Szwejk się oddalił, a z jakiegoś innego kąta odezwał się głos:
— Chłopcy, jutro na całym froncie zaczyna się ofensywa, a nasza dwunasta kompania wali na pierwszy ogień na Moskali. Taki befel przyszedł od najjaśniejszego pana, bo się śpieszy, żeby jak najprędzej było po wojnie.
Podczas gdy Szwejk siał po okopach popłoch swoimi wiadomościami z poczty latrynowej, pucybut Baloun trzymał cierpliwie menażkę nad ogniem i coś pitrasił. Przy swoim wiecznym głodzie stał się łatwo ofiarą namiętności, która zresztą opanowała także innych żołnierzy. Namiętność polegała na glancowaniu menażki i na kombinowaniu coraz nowych potraw. Często, gdy Szwejk powracał ze swoich spacerów, widział, jak Boloun wyciera menażkę kawałkiem skóry od słoniny, przystawia ją do ognia, a potem szybko wyciera gałgankiem, żeby błyszczała jak srebrna. Rozwiązywał chlebak i wyjmując z niego różne torebki i zawiniątka, objaśniał:
— Najprzód weź kawałek słoniny, dodaj kawałeczek czosnku, parę ziarnek pieprzu i niech to się smaży; następnie wsyp łyżkę mąki, dorzuć kilka suszonych śliwek i nalej wody; gotuj tak długo, aż zupa zgęstnieje, dodaj kawałek cebuli i po — gotuj jeszcze chwilę. Możesz dodać i kawałek cukru, ale nie zapomnij osolić. A jeśli dodasz do tego kostkę bulionu Maggi i nakrajesz chleba, to będziesz miał jedzenie tak wyborne, jakiego nie podadzą ci w żadnym hotelu.
Smakowitość tych potraw łatwo można było wytłumaczyć sobie, bo zaopatrywanie pozostawiało bardzo wiele do życzenia. Rosjanie czuwali w dzień i w nocy i uniemożliwiali jakąkolwiek komunikację na większą skalę. Ledwo że zaturkotały wozy taboru we wsi, na szosę zaczęły padać granaty. Kuchnia podjeżdżająca ku okopom nad ranem, przystawała dwa