Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/1015

Ta strona została przepisana.

żeby przy rewizji brać puszki w rękę i popatrzeć na nie z bliska.
Do nieszczęśliwców, w taki sposób oszukujących swoich przełożonych, należał, oczywiście i Baloun, który swoją żelazną porcję zjadł natychmiast po otrzymaniu jej, gdy tylko jeden sprytny żołnierzyk pokazał mu, jak to się robi. Teraz latał zrozpaczony po okopach i szukał kawałka pożywienia, ale nigdzie niczego nie znajdował, a konserwy nadporucznika znikły też już dawno.
Baloun stracił głowę i zaczął mówić, że nadchodzi koniec świata i Ubliża się dzień sądu ostatecznego. Siedział w kąciku i modlił się z małej książki do nabożeństwa, którą żona posłała mu z domu razem z wędzonką, żeby i duszy jego nie zabrakło strawy.
Owej nocy Rosjanie atakowali, ale zostali odparci, a nad ranem atakowali po raz drugi. Wzdłuż całego łańcucha okopów rozlegał się trzask straszliwej strzelaniny, na okopy i na druty kolczaste walił granat za granatem, a Baloun zatykał uszy i narzekał głośno:
— Koniec świata, mój Boże! Zamorzyli nas głodem, a teraz nas wymordują.
— Nie jest to wykluczone — rzekł Szwejk, który stał oparty o ścianę i z siły wstrząsu starał się wymiarkować, gdzie mniej więcej uderzył granat. — Nawet powiem, że to jest całkiem w porządku, żeby się człowiek porządnie przepościł. Śmierć to rzecz ważniejsza niż komunia. Po śmierci idziesz na ucztę rajską, a na taką ucztę nie wybierzesz się przecie z bebechami nabitymi. Na początku wojny po bitwie pod Zamościem feldkuraci ruszyli w pole z pociechami duchownymi, a razem z nimi poszedł rabin, czy nie znajdzie jakiego rannego Żyda, żeby go też pocieszyć. Więc chodzi razem z jednym feldkuratem, rozgląda się i nagle widzi pod jakimś krzakiem dwóch rannych: jeden z nich był chrześcijanin, drugi Żyd. Feldkurat zabrał się do swojego, udzielił mu rozgrzeszenia