Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/1019

Ta strona została przepisana.

się, mój Józiu nie odpowiada. Jak czegoś akurat nie ma, to trzeba zaproponować coś innego, podobnego. Bo czy taki gatunek, czy inny, to wszystko jedno. Dał mi po łbie, żebym pamiętał. I znowu pewnego razu w obiad przychodzi jakaś pani i chce pięć paczek papieru klozetowego. A myśmy właśnie tego samego dnia z rana sprzedali resztę, a nowego jeszcze nie otrzymaliśmy. Już chciałem jej powiedzieć, że nie mamy, ale przypomniałem sobie napomnienie pana pryncypała i mówię szybko: — Papier klozetowy, proszę pani, akurat wyprzedaliśmy, ale mamy wszystkie gatunki papieru szmerglowego. Ile arkuszy szanowna pani sobie życzy? — Posłusznie melduję, że wtedy dostałem od pana Kokoszki tak porządnie po łbie, że jeszcze dzisiaj, gdy sobie o tym przypomnę, zaczyna mi szumieć w uszach. Ten pan Kokoszka był pryncypałem bardzo surowym i pilnował porządku.
Baloun zasnął na workach z nieoczekiwanym fasunkiem, a Lukasz wyszedł ze schronu, bo strzelanina przycichała. Szwejk naukładał sobie papieru klozetowego pod ścianą i wyciągając się na nim, mówił:
— Co za szkoda, że nie posyłają nam confetti i serpentyn! Koło dziewiątej strzelanina zacichła zupełnie, a Rosjanie wysłali parlamentarzy dla umówienia się o zawieszenie broni, celem pozbierania rannych i pochowania poległych. Było ich niemało, a niektórzy leżeli o kilka kroków od austriackich zasieków drucianych. Gdy formalności zostały załatwione, Lukasz rozkazał roboczemu oddziałowi batalionu, żeby poszedł pomagać Rosjanom przy kopaniu grobów. A sierżant, który dowodził tym oddziałem, powrócił po chwili z meldunkiem, że śród zabitych są także Austriacy, bo przednie straże nie miały czasu wycofać się w porę i padły ofiarą strzelaniny ze stron obu.
Ze wsi przybyła kuchnia, przyjechał też tabor z chlebem i fasunkiem. Okopy ożywiły się, z dekunków pokazał się dym i drugi oddział roboczy poprawiał to, co bombardowanie zni-