Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

Audytor szukał po szufladach odpowiednich akt dotyczących Szwejka, ale, jak zwykle, nie mógł ich znaleźć.
— Będą niezawodnie u kapitana Linharta — rzekł po długim szukaniu. — Diabli wiedzą, gdzie mi się te wszystkie akta zapodziewają. Posłałem je niezawodnie Linhartowi. Zaraz zatelefonuję — — — Halo, tutaj nadpułkownik audytor Bernis, panie kapitanie. Proszę pana, czy pan nie ma akt dotyczących niejakiego Szwejka... U mnie mają być? To dziwne... Sam miałem odbierać? Naprawdę, bardzo dziwne... Siedzi w szesnastce... Ja wiem, panie kapitanie, że szesnastka to moja rzecz. Ale myślałem, że akta dotyczące Szwejka poniewierają się u pana... Pan sobie wyprasza takie wyrażenia, bo u pana nic się nie poniewiera? Halo, halo...
Audytor Bernis usiadł i z goryczą potępiał nieporządki panujące w prowadzeniu śledztwa. Między nim a kapitanem Linhartem już od dawna istniało naprężenie, konsekwentnie podtrzymywane ze stron obu. Jeśli do rąk Bernisa dostał się jaki papier należący do Linharta, to go Bernis zaprzepaszczał tak doskonale, że nikt nie mógł go odszukać. Linhart robił to samo z papierami Bernisa. Wzajemnie gubili swoje załączniki[1].
— Ten Szwejk mi się zgubił — rzekł audytor Bernis. — Każę go zawołać i jeśli się do niczego nie przyzna, to go wypuszczę i każę go zaprowadzić do ciebie, a ty już załatwisz sprawę z pułkiem.

Po odejściu kapelana polowego audytor Bernis wezwał Szwejka, któremu kazał stać przy drzwiach, ponieważ akurat

  1. Trzydzieści procent ludzi, którzy siedzieli w garnizonie, spędziło tam wszystkie lata wojny bez jedynego przesłuchania. Papiery dotyczące Szwejka znaleziono w archiwum sądu wojennego dopiero po przewrocie, z taką relacją: „Zamierzał zrzucić maskę obłudnika i osobiście wystąpić przeciwko osobie naszego monarchy i naszego państwa“. Papiery te były wsunięte w fascykuł dotyczący niejakiego Józefa Koudeli. Na okładce był krzyżyk, a pod nim data i słowo: „Załatwione“.