Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.


X
Szwejk jako bursz kapelana polowego.


Znowu zaczynała się Odyseja pod honorową eskortą dwóch żołnierzy z bagnetami, którzy mieli odprowadzić Szwejka do kapelana polowego.
Eskortujący żołnierze uzupełniali się wzajemnie. Jeden był wysoki i chudy, drugi mały i tłusty. Wysoki utykał na prawą nogę, mały na lewą. Obaj służyli na tyłach, ponieważ jeszcze kiedyś tam przed wojną zostali od służby zwolnieni na dobre.
Kroczyli z wielką powagą koło chodnika i od czasu do czasu rzucali ukośne spojrzenie na Szwejka, który szedł między nimi i salutował wszystkich i każdego. Jego cywilne ubranie zginęło razem z wojskową czapką, w której wybrał się do wojska, więc zanim został wypuszczony, ubrano go w stary mundur wojskowy, który nosił był jakiś grubas o głowę wyższy od Szwejka.
W spodniach, które miał na sobie, byłoby się zmieściło jeszcze trzech Szwejków. Olbrzymie fałdy od nóg aż do piersi — bo aż do piersi sięgały spodnie — budziły w przechodniach mimowolny zachwyt. Ogromna bluza z łatami leżała na Szwejku jak na jakimś straszydle. Spodnie wisiały na nim, jak szarawary na klownie w cyrku. Czapka wojskowa, którą w garnizonie też mu zamienili, opadała mu na uszy.