Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz widzicie przynajmniej, że wojna to nie żaden miód. Ja pełnię swój obowiązek. Dostałem się w to wszystko tak samo jak i wy, ale w mowie powszechnej mówi się w takich razach, że fortuna się do mnie uśmiechnęła.
— Napiłbym się czego — powtarzał zrozpaczony optymista.
Wysoki chudy wstał i krokiem chwiejnym podszedł ku drzwiom:
— Puść nas do domu — rzekł do Szwejka — i nie bałwań się, kolego.
— Odejdź ode mnie — odpowiedział Szwejk. — Muszę was pilnować. Nie znamy się.
We drzwiach ukazał się kapelan polowy:
— W żaden sposób nie mogę się dodzwonić do koszar, więc idźcie do domu i pa-pa-pamiętajcie, że na służbie chlać nie wo-wo-lno. Marsz!
Na dobro pana feldkurata należy zapisać, że do koszar nie telefonował, bo nie miał w domu telefonu, ale przemawiał do podstawki lampki elektrycznej.

∗             ∗

Już trzeci dzień był Szwejk sługą kapelana polowego Ottona Katza i przez cały ten czas widział go tylko raz. Na trzeci dzień przyszedł bursz nadporucznika Helmicha i kazał Szwejkowi, żeby przyszedł zabrać kapelana polowego.
Po drodze powiedział Szwejkowi, że kapelan połowy pokłócił się z nadporucznikiem, potłukł pianino, jest pijany jak bela i nie chce iść do domu.
Ponieważ nadporucznik Helmich jest także pijany, więc wyrzucił kapelana do sieni, a ten siedzi pod drzwiami i podrzemuje.
Po przybyciu na miejsce Szwejk potrząsnął feldkuratem, a gdy ten otworzył oczy i coś mruknął, Szwejk zasalutował i rzekł: