Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

wiwatuje na moją cześć. — A tymczasem ten pan trach do niego! Kropnął go raz, czy parę razy?
— W gazetach piszą, proszę pana, że pan arcyksiążę był podziurawiony jak sito. Wystrzelił do niego wszystkie naboje.
— To idzie bardzo szybko, pani Mülerowo, strasznie szybko. Ja bym sobie na taką sprawę kupił browning. Wygląda to jak cacko, ale tym cackiem można przez dwie minuty postrzelać dwudziestu arcyksiążąt, chudych albo tłustych. Aczkolwiek, między nami mówiąc, do tłustego arcyksięcia trafi daleko łatwiej niż do chudego. Pamięta pani, jak to wtedy w Portugalii ustrzelili sobie tego swego króla? Też był taki tłusty. Wiadomo, że król nie będzie chudeusz. Więc teraz idę do gospody „Pod kielichem“, a jakby tu ktoś przyszedł po tego ratlerka, com za niego wziął zaliczkę, to trzeba powiedzieć, że mam go w swojej psiarni na prowincji, że mu niedawno przyciąłem uszy i że teraz nie można go przewozić, póki mu się uszy nie zagoją, żeby mu się nie zaziębiły. Klucz pani zostawi u stróżki.
W gospodzie „Pod kielichem“ siedział tylko jeden gość. Był to wywiadowca Bretschneider, będący na służbie policji państwowej. Gospodarz Paliwec zmywał podstawki, a Bretschneider daremnie usiłował wyciągnąć go na poważną rozmowę.
Paliwec był znany grubianin i co drugie jego słowo było dupa albo gówno. Ale jednocześnie był oczytany i zalecał każdemu, aby sobie przeczytał, co o tym drugim przedmiocie napisał Wiktor Hugo, opisując ostatnią odpowiedź napoleońskiej starej gwardii, daną Anglikom w bitwie pod Waterloo.
— Ładne lato mamy — rozpoczynał Bretschneider swoją poważną rozmowę.
— Wszystko to gówno warte — odpowiedział Paliwec, układając podstawki w kredensie.