Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

— Orkiestra zagrała dla animuszu Gott erhalte — i po uszeregowaniu się nastąpił odmarsz.
— Zbierzcie te manatki, Szwejku — mówił kapelan, wskazując na ołtarz polowy, żebyśmy mogli wszystko porozwozić, co do kogo należy.
Pojechali więc ze swoim dorożkarzem i pozwracali wszystko uczciwie, oprócz butelki wina mszalnego.
A gdy wrócili do domu i odesłali nieszczęśliwego dorożkarza do dowództwa w sprawie wynagrodzenia za te wszystkie długie jazdy, Szwejk zwrócił się do kapelana tymi słowy:
— Posłusznie melduję, panie feldkurat, czy ministrant musi być tego samego wyznania co i ten, któremu służy do mszy?
— Zapewne — odpowiedział kapelan — inaczej msza nie byłaby ważnie odprawiona.
— W takim razie panie feldkurat stała się wielka pomyłka — powiedział Szwejk — bo ja jestem bezwyznaniowy. Mam już takiego pecha.
Kapelan popatrzył na Szwejka i zamilkł na chwilę, potem poklepał go po ramieniu i powiedział: — Możecie sobie wypić resztę wina mszalnego, które zostało w butelce, i pomyślcie sobie, Szwejku, żeście na nowo wstąpili na łono kościoła.