Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/170

Ta strona została uwierzytelniona.

mną w raju. — Umierający zaś uśmiecha się tak błogo, jak by mu podawali lody śmietankowe.
Przeczytawszy list, Otto Katz splunął i pomyślał:
— Będę miał jutro ładny dzień.
Znał te natrętne baby z kościoła św. Ignacego, gdy przed laty miewał tam kazania dla żołnierzy. Wtedy pracował jeszcze nad kazaniami bardzo starannie, a „Stowarzyszenie“ siadało tuż za pułkownikiem. Dwie chude gidie w czarnych sukniach, z różańcami, które razu pewnego przyczepiły się do niego i przez dwie godziny gadały o religijnym wychowaniu żołnierzy, aż wreszcie rozgniewał się i rzekł im:
— Szanowne panie raczą wybaczyć, ale pan kapitan czeka na mnie z kartami.
— Olej już mamy — rzekł uroczyście Szwejk, gdy powrócił ze sklepu firmy Polak. — Konopny olej, numer trzeci, pierwszy sort, bardzo dobry. Solidna firma. Sprzedaje także pokost, lakier i pędzle. Potrzeba jeszcze dzwonka.
— Na co dzwonek, Szwejku?
— Trzeba po drodze dzwonić, żeby ludzie zdejmowali czapki, jak będziemy szli namaszczać.
To się tak robi. Już wielu ludzi, którzy na to nie zwrócili uwagi, zostało przymkniętych za to, że czapek nie zdjęli. Na Żyżkowie pewien ksiądz pobił niewidomego za to, że przy takiej okazji nie zdjął czapki. Sąd skazał ślepca na areszt, bo mu udowodniono, że nie był głuchoniemym tylko ociemniałym i musiał słyszeć dźwięk dzwonka, uważali też, że był powodem zgorszenia, mimo iż to była noc. To coś tak, jak w Boże Ciało. Inaczej by nas ludzie nawet nie zauważyli, a tak będą nam się kłaniali. Jeśli pan feldkurat się zgadza, to zaraz go przyniosę.
Otrzymawszy pozwolenie, Szwejk wrócił za pół godziny z dzwonkiem.
— Jest z bramy zajazdu „Pod Krzyżykami“ — rzekł. — Ko-