Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem zabrał się Szwejk do gotowania grogu, a udał mu się tak świetnie, że późną nocą, gdy ułożył feldkurata na łóżku, chociaż przyszło to z wielkim trudem, feldkurat rozpłakał się rzewnymi łzami i łkał:
— Sprzedałem cię, kolego, haniebnie. Przeklinaj mnie, bij, nic nie powiem. Rzuciłem cię na pastwę losu. W oczy ci spojrzeć nie mogę. Drap mnie, gryź, zgładź! Nie zasługuję na nic lepszego. Wiesz, co ja jestem?
I zanurzając zapłakaną twarz w poduszkę, rzekł cichym, delikatnym, miękkim głosem:
— Jestem łotr bez charakteru.
I zaraz zasnął snem sprawiedliwego.
Nazajutrz feldkurat unikał spojrzenia Szwejka, wyszedł z domu bardzo wcześnie i powrócił dopiero w nocy z jakimś grubym piechurem.
— Pokaż mu, Szwejk — mówił unikając spojrzenia swego usługi — gdzie co leży i powiedzcie mu, jak się gotuje grog. Rano zameldujecie się u nadporucznika Lukasza.
Szwejk i nowy sługa feldkurata spędzili noc bardzo przyjemnie na gotowaniu grogu. Nad ranem piechur ledwo trzymał się na nogach i nucił sobie pod nosem dziwaczną mieszaninę różnych piosnek ludowych: „Czemuś oczki zapłakała, szynkareczko, szafareczko, cztery lata pije Kuba, hej, gwiazdeczko, coś błyszczała, stoi ułan na pikiecie, uciekła mi przepióreczka...“
— Będzie ci, bratku, dobrze na świecie — rzekł Szwejk do niego. — Przy takich zdolnościach utrzymasz się u feldkurata długo.
Takim sposobem stało się, że tegoż samego przedpołudnia nadporucznik Lukasz po raz pierwszy ujrzał poczciwą i szczerą twarz dobrego wojaka Szwejka, który mu się meldował:
— Posłusznie melduję panu oberlejtnantowi, że jestem ten Szwejk, co go pan feldkurat przegrał w karty.