Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/201

Ta strona została uwierzytelniona.

kiego pecha. Zawsze chcę coś naprawić, zrobić dobrze, i zawsze stanie się z tego jakaś nieprzyjemność dla mnie i dla otoczenia. Ja naprawdę chciałem tych dwoje zapoznać z sobą, żeby się zaprzyjaźniły, i nie jestem temu winien, że kot go zeżarł i że już jest po przyjaźni. W jednym domu kot zeżarł nawet papugę, bo go przedrzeźniała i miauczała jak on. Ale koty mają twarde życie. Jeśli pan każe go zgładzić, to trzeba będzie wsadzić mu łeb między drzwi i mocno szarpnąć za ogon, bo inaczej trudno kota zabić.
I Szwejk z najniewinniejszym wyrazem twarzy i z miłym poczciwym uśmiechem wykładał nadporucznikowi, jak się zabija koty. Wykład jego był tego rodzaju, że mógł zapędzić do domu wariatów całe stowarzyszenie opieki nad zwierzętami.
Wykazał przy tym sporo wiadomości tak dalece fachowych, że nadporucznik Lukasz zapominając o swoim gniewie zapytał:
— Umiecie obchodzić się ze zwierzętami? Macie dobre uczucia i życzliwość dla zwierząt?
— Najbardziej lubię psy — odpowiedział Szwejk — ponieważ na handlu psami można dobrze zarabiać, gdy się je umie sprzedawać. Ja nie umiałem, ponieważ zawsze byłem uczciwy, a i tak przychodzili do mnie ludzie z pretensjami, że niby sprzedałem im zdechłego kundla zamiast rasowego, zdrowego psa, jakby wszystkie psy musiały być zdrowe i rasowe. I każdy kupiec chciał od razu rodowodu, więc musiałem zaopatrzyć się w druki i z ulicznych kundli, co się uległy w cegielni, robić najczystszą rasową szlachtę pieską z bawarskiej psiarni Armina von Barnheim. A ludzie naprawdę byli radzi, że wszystko wypadło według ich życzenia i że mają w domu rasowe zwierzę. Można im było zaproponować wrszowickiego szpica jako jamnika, a ludziska dziwili się tylko temu, że taki szlachetny pies, który pochodzi aż z Niemiec, jest kudłaty i nie ma krzywych nóg. Takie rzeczy robi się we wszystkich psiarniach i pan oberlejtnant zdziwiłby się bardzo, gdy-