— No-no, piszcie dalej, Szwejku. Czemu się tak kręcicie? Coście napisali?
— I odsyłam ją... — rzekł tragicznie drżącym głosem Szwejk.
— Więc dobrze:
Napisane?
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jeszcze brak daty.
— Dwudziestego grudnia 1914. Tak, a teraz napiszcie adres na kopercie, weźcie tych czterysta koron, zanieście je na pocztę i wyślijcie pod tym adresem.
I nadporucznik Lukasz zaczął wesoło pogwizdywać arię z operetki „Rozwódka“.
— Jeszcze jedno, mój Szwejku — zawołał nadporucznik, gdy Szwejk wybierał się na pocztę. — Czy znaleźliście jakiego psa dla mnie?
— Mam jednego na oku, panie oberlejtnant. Bardzo ładne zwierzę. Ale trudno będzie nabyć go. Mam wszakże nadzieję, że go jutro przyprowadzę. Gryzie.
∗ ∗
∗ |
Ostatniego słowa nadporucznik Lukasz nie dosłyszał, chociaż było takie ważne.
— Gryzie ten gałgan, jak wszyscy diabli — chciał Szwejk powtórzyć głośniej, ale dał spokój, pomyślawszy: — Co nadporucznikowi do tego. Chce psa, będzie miał psa.
Łatwo to powiedzieć: — Przyprowadźcie mi psa! — Właściciele psów są bardzo ostrożni i pilnują ich, choćby psiska nie