Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/244

Ta strona została uwierzytelniona.

Wie pan, co to jest nadbrzeże? Jest to mur, zbudowany nad wodą. Tak. Zresztą nie o to chodzi. Mieliśmy tam manewry.
Pułkownik zamilkł i spoglądając na kałamarz przeszedł do innego tematu:
— Ten mój pies zepsuł się u pana. Nie chce nic żreć. A w kałamarzu jest mucha. Dziwna rzecz, że w zimie wpadają muchy do kałamarza. Nieporządek.
— Gadaj, stary safanduło — myślał nadporucznik.
Pułkownik wstał i przeszedł się kilka razy po kancelarii.
— Długo myślałem nad tym, panie nadporuczniku, co właściwie mam zrobić z panem, żeby się taka rzecz powtórzyć nie mogła, i przypomniałem sobie, że życzył pan sobie zostać przeniesiony do dziewięćdziesiątego pierwszego pułku. Naczelne dowództwo donosi nam, że w pułku tym bardzo daje się odczuwać brak oficerów, ponieważ Serbowie nam ich wybili. Daję panu słowo honoru, że przed upływem trzech dni będzie pan w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku w Budziejowicach, gdzie formują się marszbataliony. Niech pan dziękuje. Wojsko potrzebuje oficerów, którzy...
I nie wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć, spojrzał na zegarek i dodał:
— Już pół do jedenastej. Najwyższy czas iść do raportu pułkowego.
Na tym urwała się przyjemna rozmowa i nadporucznik odetchnął, gdy wyszedł z kancelarii pułkownika i znalazł się w szkole jednorocznych ochotników, którym oznajmił, że za kilka dni udaje się na front i że urządza wieczorek pożegnalny w Nekazance.
Po powrocie do domu, rzekł do Szwejka z naciskiem:
— Wiecie wy, Szwejku, co to jest marszbatalion?
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że marszbatalion to jest marszbaciar, a marszkompania to marszkuma. My zawsze wszystko skracamy.
— Więc wam, Szwejku, powiem — rzekł nadporucznik gło-