Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/269

Ta strona została uwierzytelniona.

skim miejscu wiedziałbym, jak z niego skorzystać, bo to, co tutaj widzę, to nie garnizon, ale stado świń.
I rzeczywiście, po jego podróży inspekcyjnej zawsze się gdzieś ktoś zastrzelił, co pan generał przyjmował do wiadomości z zadowoleniem:
— Tak być powinno! Żołnierz jak się patrzy!
Zdaje się, że nie lubił, gdy po jego inspekcji wszyscy pozostawali przy życiu. Miał manię przenoszenia oficerów na najgorsze miejsce. Wystarczył drobiazg, aby oficer żegnał się ze swoją załogą i wędrował na pogranicze czarnogórskie albo do jakiego pijanego, rozpaczliwego garnizonu w zapomnianym zakątku Galicji.
— Panie nadporuczniku — zapytał — gdzie pan kończył szkołę wojskową?
— W Pradze.
— A więc otrzymał pan wykształcenie w szkole wojskowej i nie wie pan, że oficer jest odpowiedzialny za swego podwładnego? Bardzo ładnie. Po drugie, gawędzi pan ze swoim służącym, jak z jakim zaufanym przyjacielem. Po trzecie, pozwala mu pan obrażać swoich przełożonych. I to jest właśnie najlepsze. Z tego wszystkiego wysnuję odpowiednie konsekwencje. Jak się pan nazywa, panie nadporuczniku?
— Lukasz.
— A w którym pułku pan służy?
— Byłem...
— Dziękuję. O tym, co było, nie ma mowy, chcę wiedzieć, gdzie pan jest teraz.
— W dziewięćdziesiątym pierwszym pułku piechoty, panie generale. Zostałem przeniesiony...
— A, przeniesiony... Bardzo dobrze zrobili. Nie zaszkodzi panu, gdy w czasie najbliższym przespaceruje się pan razem z dziewięćdziesiątym pierwszym pułkiem gdzieś na front.
— Co do tego decyzja już zapadła, panie generale.
Generał zaczął obszerny wykład o tym, iż oficerowie roz-