Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/276

Ta strona została uwierzytelniona.

warzystwie konduktora wysiadł z pociągu, zameldował się jak przystało, u nadporucznika Lukasza:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że mnie prowadzą do zawiadowcy stacji.
Nadporucznik Lukasz nie odpowiedział. Opanowała go zupełna apatia. Pomyślał, że najlepiej plunąć na wszystko, a mianowicie na Szwejka tak samo jak i na łysego generała. Siedzieć spokojnie w wagonie, wysiąść w Budziejowicach, zameldować się w koszarach i pomaszerować na front z jakim oddziałem marszowym. Na froncie zginąć, jeśli nie można inaczej, i uciec z tego świata, po którym włóczy się taka pokraka, jak Szwejk.
Gdy pociąg ruszył, nadporucznik Lukasz wyjrzał oknem i na peronie zauważył Szwejka, zajętego jakimś poważnym wykładem wobec zawiadowcy stacji. Szwejk otoczony był tłumem ludzi, w którym widać było także kilka uniformów kolejarskich.
Nadporucznik westchnął, ale westchnienie jego nie oznaczało żalu. Zrobiło mu się lżej na sercu, że Szwejk pozostał na peronie. Nawet i ten łysy generał nie wydawał mu się teraz takim wstrętnym potworem, jak przed chwilą jeszcze.
Pociąg już dawno pędził ku Czeskim Budziejowicom, ale na peronie koło Szwejka ludzi nie ubywało.
Szwejk przemawiał o swojej niewinności i przekonał zebranych tak dalece, że jakaś pani wyraziła się:
— Znowuż szykanują tu jakiegoś żołnierzyka.
Tłum przyznał jej rację, a jakiś pan zwrócił się do zawiadowcy stacji i zadeklarował gotowość zapłacenia za Szwejka dwudziestu koron kary. Powiedział przy tej sposobności, iż jest przekonany, że ten żołnierz nic złego nie zrobił.
— Spojrzyjcie na niego — mówił, wysnuwając jakieś wnioski z niewinnego wyrazu twarzy Szwejka, który, stojąc przed tłumem, mówił:
— Ja, ludzie kochani, jestem niewinny.